środa, 21 lipca 2010

MASONERIA W ZARYSIE


Czym jest masoneria i jaka jest jej faktyczna rola w najnowszej historii świata? Czy „sekretni bracia” są wszechpotężnymi manipulatorami, z ukrycia pociągającymi za sznurki, czy jedynie gromadą dziwaków przebierających się we własnym gronie w damskie fartuszki? Władcy świata czy mitomani?
Takie pytanie pojawiają się standardowo, przy próbie poruszenie tematu masonerii, ale żeby próbować na nie odpowiedzieć, wypada zacząć od tego, czym masoneria nie jest.

Czym jest, a czym nie jest masoneria?
W internecie aż się roi od artykułów o Iluminatach, ich pochodzeniu i wpływie na świat. Stopień absurdalności tych doniesień jest tak wielki, że nasuwa podejrzenie, iż celem tych publikacji nie jest wyjaśnienie prawdy o masonerii, ale wręcz jej zaciemnienie. Nikt przy zdrowych zmysłach, po przeczytaniu o genealogii sięgającej niemal początków świata, nie potraktuje już więcej tematu poważnie. Podobnie ma się rzecz z umieszczaniem źródeł wolnomularstwa na mitycznej Atlantydzie, czy też w zakonie Templariuszy. Wszystkie te barwne mity stwarzają otoczkę tajemnicy, która budzić może podświadomą sympatię do "braci fartuszkowych", ewentualnie dyskredytować tematykę i o to najwyraźniej chodzi. W ten sposób można odwrócić zainteresowanie od tego, co ważne – a ważne, biorąc pod uwagę cele, jakie sobie masoneria stawia, są działania aktualne i przyszłe. Najważniejsza jest zaś władza.

Za datę powstania nowoczesnej masonerii uznaje się rok 1717. Ale to data oficjalnego pojawienia się masonerii na scenie. Poprzedziło ją zaś półwiecze walki z katolickimi władcami kraju, zakończone tzw. "chwalebną rewolucją" i zwycięstwem księcia Wilhelma Orańskiego, co doprowadziło do przyjęcia sławetnej "Bill of Rights", według której władca, przed wstąpieniem na tron, miał potępić katolicki dogmat o transsubstancjacji, królem nie mógł zostać katolik, ani też osoba wstępująca w związek małżeński z przedstawicielem tego wyznania. Od momentu wydania tego dokumentu faktyczna władza w państwie należy zatem do parlamentu. Władza królewska poddana została bowiem kontroli, co uczyniło Anglię pierwszą na świecie monarchią parlamentarną. W ten sposób po stłamszeniu zarówno wiary katolickiej, jak i rzeczywistej władzy i autorytetu królewskiego, Anglia stała się podatną glebą na ujawnienie się Antykościoła, co nastąpiło w 1717 roku.

Rozpoczął się zatem wiek rewolucji i przemian społecznych, w którym masoneria brała czynny udział.
Od 1737 na czele regularnej masonerii angielskiej stoją książęta krwi, począwszy od obranego wówczas wielkim mistrzem Fryderyka, księcia Walii (następcy tronu), a kończąc na Edwardzie aktualnym księciu Kentu, który godność zwierzchnika Zjednoczonej Loży Anglii, sprawuje od 1967. Z kolei patronat nad powstającymi ostatnio lożami kobiecymi objęła sama królowa Elżbieta II.
Po roku 1813, brytyjska masoneria objęła przewodnictwo masonerii światowej. W swych działaniach posługiwała się nierzadko dyplomacją i tak np. lord Palmerston był jednocześnie szefem rządu i wielkim mistrzem. Za jego rządów Anglia zadeklarowała, że obejmuje swym patronatem wszelki ruch demokratyczny, czyli innymi słowy wymierzone w monarchie, rewolucje. Ta polityka kreowania rewolucji dawała o sobie znać przez cały wiek XIX w Brazylii, Portugalii, Holandii, Belgii, Rosji, Polsce, Szwajcarii, Włoszech, Sardynii i na Węgrzech. Wkrótce miała zacząć przynosić konkretne rezultaty w Meksyku i Hiszpanii.

Wcześniej jednak wolnomularze doprowadzili do upadku pierwszą monarchię a przy okazji bastion katolicyzmu na Zachodzie Europy - Francję. Bezpośrednią przyczyną wybuchu rewolucji w 1789 była konspiracyjna praca księcia Orleańskiego (na początku rewolucji zmienił imię na Filip Egalite), który był jednocześnie kierownikiem i zwierzchnikiem francuskich masonów. W wyniku piekła, które rozpętano wówczas, ludzkość po raz pierwszy ujrzała ludobójstwo i eksterminację na masową skalę. Liczba ofiar tych "narodzin demokracji" sięgnęła 2 milionów, z czego 200 tys. straciło głowę na gilotynie, 400 tys. wymordowano w rzezi Wandei, zaś reszta to ofiary eksportu rewolucji do sąsiednich państw.
Od tego czasu loże masońskie kilku obrządków zdominowały Francję i jej kulturę, doprowadzając w efekcie do wyludnienia kościołów, zastępując je meczetami pełnymi muzułmanów, przed którymi otwarto wrota Europy.

Te same procesy rozgrywały się w każdym zakątku świata, gdzie dochodziło do obalania starego ładu, buntu przeciw monarchiom i Kościołowi. Przywódcami Amerykańskiej Rewolucji byli masoni Samuel Adams i John Hancock, członkowie „Merchants’ Lodge” w Quebeku i „St. Andrews’ Lodge” w Bostonie. Współpracował z nimi także Paul Revere, wielki mistrz Wielkiej Loży Massachusetts. Benjamin Franklin, członek „St. Johns’ Lodge” w Pensylwanii, a później Wielki Mistrz Prowincjalny, powrócił z Anglii i został członkiem drugiego kongresu trzynastu kolonii, a następnie komitetu, który opracował Deklarację Niepodległości. Kolejnym uczestnikiem ówczesnych wydarzeń został mason George Washington, któremu powierzono dowodzenie amerykańskimi wojskami.
We Włoszech na czele rewolty stanął mason Mazzini. Artykuł w ówczesnej prasie masońskiej "La Rivista della Masoneria Italiana" głosił: "Rewolucja dotarła do Rzymu, aby walczyć z papieżem twarzą w twarz, aby dać masonerii gigantyczne rozmiary także w Rzymie, stolicy świata. Tutaj ona zaatakuje religię bez litości".

Jak zatem działa masoneria?
Nie ma jednej centralnej organizacji, są setki, tysiące lóż, które wcale nie muszą z sobą współpracować, a czasem mogą się wręcz zwalczać. Tak to wygląda przynajmniej na niższych stopniach wtajemniczenia. Wtajemniczenie masońskie składa się bowiem z 33 stopni i może być tak, że ktoś będący masonem 18 stopnia niewiele więcej wie o celach i metodach działania swej loży niż każdy inny przeciętny człowiek. Wraz z awansem na kolejne stopnie przed masonem otwiera się coraz większa wiedza, coraz większe możliwości, ale też coraz większe uzależnienie i niemoc wystąpienia z organizacji.
Mechanizm awansu jest prosty. Masoneria wynosi na piedestał osoby, które chce i strąca, kiedy one zapragną działać na własną rękę, czego bardzo dotkliwie doświadczył na sobie Napoleon.
Kiedy ktoś znaczący zostaje masonem wysokiego stopnia (Masoneria Biała), promuje na stanowiska w państwie swych braci, którzy wraz z rozwojem kariery politycznej i uzyskiwaniem coraz większych koneksji, awansują też w strukturach loży, by z kolei móc powoływać kolejnych masonów na kolejne stanowiska w państwie.

Potęga masonerii leży w licznych organizacjach tajnych i jawnych, które powstały dzięki niej i są przez nią kontrolowane i na które wolnomularstwo ma wyraźny i bezpośredni wpływ. Jako przykład można przytoczyć sytuację z Francji, kiedy na początku XX wieku, kongres lóż zalecił masonom wstępowanie do Związku Nauczycielskiego, który jak wówczas pisano "...grupując wychowawców szerokich mas ludności, może nam oddać wielkie usługi". Jak dalece ten plan udało sie zrealizować, może świadczyć fakt, że w 1926 na 120 tysięcy nauczycieli szkół powszechnych we Francji, 100 tysięcy było członkami organizacji socjalistycznych czy komunistycznych. To ci wychowawcy uformowali pokolenia budowniczych dzisiejszej V Republiki. Tak właśnie działa masoneria.

Jakie są cele masonerii?
Pytając o cele masonerii, należy pamiętać o ich podwójnym charakterze. Inne są cele oficjalne, podawane do publicznej wiadomości, a inne cele ukryte, poznawane stopniowo, po odpowiednio wysokim wtajemniczeniu.
Kierunek dążeniom masonerii wyznacza przede wszystkim walka z religią chrześcijańską, a Kościołem katolickim w szczególności. W krajach protestanckich, masoneria przyjmuje charakter nacjonalistyczny i imperialistyczny. Podtrzymuje dobre stosunki z tamtejszymi kościołami, dzięki czemu od XVIII stulecia wydajnie przyczyniła sie do wzrostu znaczenia tych państw. Proces "odkatolizowania" świata prowadzony tam jest poprzez popieranie establishmentu protestanckiego.
Instrukcja Wysokiej Wenty (tajne stowarzyszenie włoskie, które przejęło sukcesje Iluminizmu w kierowaniu pracami sekretnych stowarzyszeń) z 1819 stwierdza wprost: "Nasz ostateczny cel jest ten sam, co Woltera oraz Rewolucji Francuskiej; unicestwienie raz na zawsze katolicyzmu, a nawet samej idei chrześcijańskiej, która stanąwszy na ruinach Rzymu, stała się później jego przedłużeniem".
"Naszym celem - mówił w 1880 r. wielki mistrz loży włoskiej w Genui - jest zatkniecie sztandaru na wszystkich kościołach i na Watykanie. Przyjdzie czas, gdy Chrystus, Pan Niebios, kłaniać się będzie Panu naszemu, Panu ziemi!"
Inny mason, Delpech, w przemówieniu z 1903 mówił podobnie: "Dwadzieścia wieków triumfował Galilejczyk z Nazaretu. Teraz wybiła już dla niego godzina śmierci... Oszukaństwo Galilejczyka już dosyć się napanowało. Kościół rzymski zbudowany na baśniach Galilejczyka, szybkim krokiem zmierza ku ruinie, odkąd my bracia masoni, pracować zaczęliśmy".
Z kolei biuletyn wolnomularzy "Freethinker" tłumaczył antykatolicyzm masonerii w sposób następujący: "Kościół katolicki jest jedynym Kościołem, którym musimy się zajmować. Jest on najlepiej zorganizowany i najkonsekwentniejszy i dlatego najgorszy ze wszystkich".
Określenie Antykościół, jakim zaczęto obdarzać masonerię, nie jest wytworem publicystów katolickich, ale zwrotem, którym sama masoneria się określiła, czyniąc z siebie główną rywalkę Kościoła.

Jeszcze w 1922 w czasie zjazdu wielkich lóż "Wielkiego Wschodu" w Genewie, ustalono długofalowy program walki z Kościołem, obowiązujący wszystkie loże.
- popieranie ruchu sekciarskiego
- popieranie organizacji wolnomyślicielskich
- popieranie organizacji teozoficznych
- zwalczanie szkoły religijnej
- dążenie do rozdziału Kościoła od Państwa
- wprowadzenie ślubów i rozwodów cywilnych
Jak widać wszystkie te punkty zostały osiągnięte już dawno temu, dziś jesteśmy świadkami kolejnych kroków, których autorstwa i inspiracji możemy się tylko domyślać, jako że od zakończenia II wojny światowej masoneria przestała tak ochoczo informować o swych poczynaniach, starając się raczej przekonać społeczeństwo, że nie istnieje, a jeśli już jakieś loże działają, to głównie na polu filantropijnym i filozoficznym. Gdybyśmy chcieli dziś sporządzić podobną listę, w oparciu o to, co obserwujemy, to wśród priorytetów realizowanych obecnie znalazłyby się zapewne:
- rozbicie instytucji rodziny
- promocja swobody seksualnej w każdej formie
- opanowanie środków masowego przekazu
- opanowanie ośrodków uniwersyteckich
- propagowanie równości i tolerancji

Niestety do sukcesów masonerii w walce z Kościołem katolickim trzeba także zaliczyć wprowadzenie w jego struktury sporej ilości swych członków. Według wielu nieoficjalnych źródeł masonami mogą być niektórzy biskupi, czy nawet kardynałowie, co potwierdził w 1976 papież Paweł VI mówiąc w kazaniu o "dymie piekielnym, który przedostał się do samego Kościoła Świętego".

Co jest powodem nienawiści do Kościoła?
Dla przeważającej większości masonów niższych stopniem, walka z Kościołem, czy samą religią jest tożsama z walką o postęp i tolerancję. Częstokroć sami masoni są osobami wierzącymi, choć oczywiście obiekt kultu jest różny, najczęściej jednak mówi się wśród nich o "Wielkim Architekcie", nienazwanym bogu, łączącym w synkretyczny sposób cechy różnych bóstw. Jednak im wyżej w hierarchii, tym więcej prawdy odsłaniane jest przed "braćmi", a na najwyższych stopniach wtajemniczenia, wiadomo już, kim jest ten "bóg" - to Lucyfer, "Niosący światło", a jednocześnie najwyższy i kierowniczy organ całej masonerii. Źródeł wiedzy o tym nie ma zbyt wiele, jak już pisałem rzadko kiedy dochodzi do sytuacji, gdy z masonerii odchodzi, ktoś posiadający pełnię poznania. Ale jednak takie sytuacje się zdarzają, przykładem niech będzie nawrócony członek Wielkiego Wschodu, Maurice Caillet, autor książki "Byłem masonem. Z mroku loży do światła Chrystusa".

Wstępując do obediencji francuskiej Wielkiego Wschodu, Caillet nie zetknął się na początku z jakimś wyraźnym ateizmem. Problemy metafizyczne były pozostawione prywatnym poglądom członków, nie zastanawiano się, skąd pochodzi człowiek, a po śmierci przewidywano dla niego pobyt w jakimś bliżej nieokreślonym "wiecznym Wschodzie".
Wkrótce pokonał różne szczeble wewnętrznej hierarchii: został mistrzem jednej z lóż, delegatem do Konwentu (rodzaj parlamentu masońskiego), dopuszczono go do 18. stopnia wtajemniczenia (jest ich wszystkich 33) i do Fraterni Wyższych Funkcyjnych. Wspominając ten okres już po swoim nawróceniu, Caillet winszuje sobie, że nie dał się wciągnąć w żadne struktury polityczne i finansowe, przez które masoneria realizuje swoje dążenia do zawładnięcia centrami decyzyjnymi polityki i ekonomii światowej.
Caillet, kiedy się nawrócił, podczas wizyty w Lourdes, był tylko na 18 stopniu wtajemniczenie, daleko mu zatem było do pełnej wiedzy o "bogu masonów", jednak przejście 18 stopnia było wystarczające do stwierdzenia, że od tego momentu zaczyna się odchodzenie od deklarowanych wartości w stronę okultyzmu i magii. Zafascynowany jeszcze tymi doświadczeniami z pogranicza nauki i magii, zaczął jednakże zauważać pewne nieprzewidziane skutki uboczne. Gdy przy pomocy wahadełka starał się wykrywać rzeczy niewiadome np. miejsce pobytu jakiejś osoby - a zajęcia takie uprawiał często i z zapałem - jego żona, przebywająca nawet w osobnym pokoju, doznawała jakichś nieokreślonych cierpień fizycznych. Potem się dowiedział, że żony "uzdrowicieli" i różnych radiestetów-wróżbiarzy często zapadają na zdrowiu, najczęściej na raka.
W wywiadach, jakich po swym nawróceniu udzielał mówił: "Moim zdaniem, masoneria jest narzędziem szatana. Dlatego, że jej cel jest jednoznaczny: zniszczenie Kościoła rzymskokatolickiego. Moja nominacja na Kawalera Różowego Krzyża odbyła się w Wielki Czwartek, w czasie urządzonej przez masonów ostatniej wieczerzy. Moi koledzy, którzy doszli do najwyższego, 33. stopnia inicjacji, opowiadali mi, że podczas niej depcze się w piachu tiarę papieską."

Zdaję sobie sprawę, że ten krótki rys nie oddaje nawet ułamka prawdy o masonerii, nie wynika to jednak tylko z mej chęci ogólnego przybliżenia charakteru organizacji, ani też z niewielkiej ilości dokumentów, jaką dysponuję ale także z dwóch innych czynników. Po pierwsze hermetyczność masonerii bardziej przyczynia się do powstawania spekulacji na jej temat, niż rzetelnej wiedzy, po drugie pominąłem wiele aspektów, które choć krążą w internecie (plany wojen światowych Pike'a) nie są dostatecznie udokumentowane i nie wiadomo, czy nie są mistyfikacją.
Można by wiele jeszcze napisać o satanistycznych poglądach Karola Marksa, o Crowleyu i jego wpływie na masoński okultyzm, ale także o takich historycznych bataliach z masonerią jak wojna domowa w Hiszpanii, czy meksykańskie rewolucje. Tematy to jednak na grubą książkę, a nie skompresowany do granic, zarys problemu.

Żeby jednak wynagrodzić te braki czytelnikom, poruszę na koniec zagadnienie, rzadko podnoszone w poważnych, naukowych rozprawach a z pewnością na tyle ciekawe, by mu parę zdań poświecić.
Mianowicie - masoneria w katolickich objawieniach i wizjach. Wielu świętych z masonerią aktywnie walczyło (choćby Maksymilian Kolbe), wielu doznawało także wizji tej organizacji i jej walki z Kościołem. Najbardziej znaną z nich jest wizja bł.Anny Katarzyny Emmerich, tej samej, której wizje męki Chrystusa, zadziwiły swą dokładnością i precyzją historyczną, badaczy; stały się także inspiracją dla "Pasji" w reżyserii Mela Gibsona.

Wizje dotyczące masonerii
"Zobaczyłam Kościół św. Piotra i ogromną ilość ludzi pracującą by go zburzyć. Ujrzałam też innych naprawiających go. Linia podziału pomiędzy wykonującymi tę dwojaką pracę ciągnęła się przez cały świat. Dziwiła mnie równoczesność tego, co się dokonywało. Burzyciele odrywali wielkie kawały (budowli). Byli to w szczególności zwolennicy sekt w wielkiej liczbie, a z nimi – odstępcy. Ludzie ci, wykonując swą niszczycielską pracę, wydawali się postępować według pewnych wskazań i jakiejś zasady. Nosili białe fartuchy, obszyte niebieską wstążką i przyozdobione kieszeniami z kielniami przyczepionymi do pasa. Mieli szaty wszelkiego rodzaju. Byli pomiędzy nimi ludzie dostojni, wielcy i potężni w mundurach i z krzyżami, którzy jednak nie przykładali sami ręki do dzieła, lecz kielnią oznaczali na murach miejsca, które trzeba było zniszczyć. Z przerażeniem ujrzałam wśród nich także katolickich kapłanów. Zburzono już całą wewnętrzną część Kościoła. Stało tam jeszcze tylko prezbiterium z Najświętszym Sakramentem. (A. II. 202-203)".

Kościół św. Piotra był zniszczony, z wyjątkiem prezbiterium i głównego ołtarza. (A. III. 118) Widziałam znowu atakujących i burzących Kościół św. Piotra. Zobaczyłam, że na końcu Maryja rozciągnęła płaszcz nad Kościołem i nieprzyjaciele Boga zostali przepędzeni. (A. II.414)
Znowu miałam wizję tajnej sekty podkopującej ze wszystkich stron Kościół św. Piotra. Pracowali oni przy pomocy różnego rodzaju narzędzi i biegali to tu, to tam, unosząc ze sobą kamienie, które z niego oderwali. Musieli jedynie pozostawić ołtarz. Nie mogli go wynieść. Zobaczyłam, jak sprofanowano i skradziono obraz Maryi. (A. III. 556) Poskarżyłam się Papieżowi. Pytałam go, jak może tolerować, że jest tylu kapłanów wśród burzących. Widziałam przy tej okazji, dlaczego Kościół został wzniesiony w Rzymie. To dlatego, że tam jest centrum świata i że wszystkie narody są z nim na różne sposoby związane.

Zobaczyłam też, że Rzym stoi jak wyspa, jak skała pośrodku morza, gdy wszystko wokół niego obraca się w ruinę. Gdy patrzyłam na burzących, zachwycała mnie ich wielka zręczność. Posiadali wszelkie rodzaje maszyn, wszystko dokonywało się według pewnego planu. Nic nie waliło się samo. Nie robili hałasu. Na wszystko zwracali uwagę, uciekali się do wszelkich rodzajów podstępów i kamienie wydawały się często znikać w ich rękach. Niektórzy z nich ponownie budowali; niszczyli to, co było święte i wielkie, a to, co budowali było próżne, puste i powierzchowne. Np. wynosili kamienie z ołtarza i budowali z nich schody wejściowe. (A. III. 556)"

"Widziałam wielką liczbę kapłanów dotkniętych ekskomuniką, którzy wydawali się tym nie przejmować, a nawet o tym nie wiedzieli. A jednak byli ekskomunikowali od chwili, gdy wzięli udział w pewnych przedsięwzięciach, gdy weszli do pewnych stowarzyszeń i przejmowali opinie, na których ciążyła klątwa. Widziałam tych ludzi w takiej mgle, że byli jakby oddzieleni murem. Widać z tego jak bardzo Bóg liczy się z dekretami, postanowieniami i zakazami głowy Kościoła i podtrzymuje je, choć ludzie się nimi nie przejmują, przeciwstawiają się im lub wyśmiewają. (A. III. 148) Widziałam, jak smutne były konsekwencje przeciwstawiania się Kościołowi. Ujrzałam, jak ono rosło, a w końcu heretycy wszelkiego rodzaju przybyli do miasta (Rzym). (A. III. 102)"

Wizję niszczycielskich działań masonerii i końcowego triumfu Kościoła, przeżył także znany we Włoszech w XIX wieku, ksiądz i wychowawca młodzieży, ks.Jan Bosko. 30 maja 1862 r. ks. Bosko opowiedział następujący sen. Dotyczy on walki Kościoła z jego wrogami, cierpień Papieża i jego końcowego triumfu dzięki nabożeństwu do Najświętszego Sakramentu i Maryi Wspomożycielki Wiernych.

„Chcę opowiedzieć wam sen. To prawda, że ten, który śni, nie rozumuje. A ja, który gotów byłbym przyznać się wobec was do swoich grzechów, gdyby nie obawa, że wszyscy pouciekacie, a dom na mnie się zawali, chcę się wam zwierzyć z tego widzenia dla waszej większej korzyści duchowej. Sen ten miałem kilka dni temu.
Wyobraźcie sobie, że znaleźliście się ze mną na brzegu morza, lub jeszcze lepiej na odosobnionej samotnej skale. Jedyny ląd, przez was dostrzegalny, to ten pod waszymi stopami. Cała przestrzeń wodna usiana niezliczoną liczbą okrętów stojących w szyku bojowym. Ich dzioby miały zakończenia ostre jak włócznia, zdolne w razie ataku przebić na wylot i kompletnie zniszczyć statki wroga. Okręty te były wyposażone w armaty. Na pokładach znajdowało się mnóstwo karabinów, materiałów wybuchowych i innej broni różnego rodzaju, a także książki. Okręty te atakowały inne statki o wiele większe i wyższe niż one same. Próbowały one zniszczyć nieprzyjaciela, podpalić lub w jakikolwiek sposób go osłabić.

Eskortę majestatycznego i w pełni wyposażonego okrętu Papieskiego stanowiły mniejsze statki, które za pomocą sygnałów otrzymywały rozkazy z niego i wykonywały manewry, broniąc się przed naporem nieprzyjacielskiej floty.
Na środku bezbrzeżnego oceanu wyrastały nagle dwie kolumny w bliskiej odległości od siebie. Na wierzchołku jednej z nich widniał posąg Niepokalanej Dziewicy. U jej stóp jaśniał transparent z napisem: Auxilium Christianorum — Wspomożenie Wiernych. Na drugiej kolumnie większej i wyższej pojawiła się ogromnych rozmiarów monstrancja z Najświętszą Hostią. Poniżej można było czytać proporcjonalny do tej kolumny napis: Salus credentium — Zbawienie wierzących.

Najwyższym dowódcą tego dużego okrętu był Ojciec św., Namiestnik Jezusa Chrystusa na ziemi, widząc wściekły atak wrogów i niebezpieczeństwo stąd płynące dla swoich wiernych, postanowił zebrać kolo siebie kapitanów mniejszych okrętów celem podjęcia decyzji. Wszyscy kapitanowie znaleźli się na pokładzie papieskiego okrętu, skupieni wokół osoby Papieża. Zaledwie się rozpoczęło spotkanie, a tu zerwał się gwałtowny sztorm, więc dowódcy szybko przemieścili się na swoje statki, by nimi dowodzić z bliska. Nastał okres krótkiego spokoju. Papież po raz drugi zgromadził kapitanów na flagowym okręcie, kontynuującym swój kurs. Znowu burza na morzu rozpętała się na nowo. Papież stanął przy sterze i ze wszystkich sił próbuje utrzymać posuwanie się statku w kierunku owych dwóch kolumn, z których wierzchołka zwisały kotwice i duże haki umocowane na stalowych łańcuchach.

Wszystkie okręty nieprzyjaciela rozpoczęły atak. Próbowały na każdy możliwy sposób przyhamować i zatopić statek Papieża: jedne czyniły to przy pomocy pism i książek lub innych materiałów zapalnych, których mieli pełno do dyspozycji, inni uruchomili strzelby, karabiny i moździerze. Bitwa rozszalała się na dobre. Dzioby nieprzyjacielskich statków uderzały gwałtownie w burty przeciwników, lecz ich wściekłe zapędy nie przynosiły skutków. Marnowali tylko czas i amunicję. Wielki okręt Papieża płynął bezpiecznie i spokojnie. Z upływem czasu bardzo silne i zmasowane ataki wrogów spowodowały duże i głębokie wyrwy w jego bokach. Lecz delikatny wiatr, płynący od dwóch kolumn, natychmiast te szkody usunął.

W międzyczasie armaty atakujących rozpadają się z hukiem, karabiny i inna broń milkną, a dzioby okrętów łamią się w kawałki. Potężne cielska statków osuwają się w rozszalałą toń i giną. Nieprzyjaciel nieprzytomny z wściekłości walczy wręcz pięściami, bluźni i przeklina.
Nagle Papież pada ciężko ranny. Jego podwładni biegną mu na pomoc i podnoszą go. Papież po raz drugi doznaje poważnego zranienia, osuwa się z nóg i umiera. Krzyk zwycięstwa i radości wstrząsa szeregami nieprzyjaciół. Z ich okrętów płyną w przestrzeń ohydne szyderstwa.

Bezpośrednio po śmierci Ojca św. nowy Papież zajmuje jego miejsce przy sterze łodzi Kościoła. Dowódcy poszczególnych okrętów zebrali się błyskawicznie i tak szybko obrali nowego Papieża, że wiadomość o śmierci Zmarłego zbiegła się z wieścią o wyborze jego następcy. Przeciwnicy zaczynają tracić odwagę. Nowy Papież po rozgromieniu wroga i przezwyciężeniu wszystkich przeszkód wprowadza swój okręt między dwie kolumny i zatrzymuje go między nimi. Cumuje statek z jednej strony przy kolumnie z Najświętszym Sakramentem a z drugiej z Najśw. Niepokalanie Poczętą Dziewicą Wspomożycielką.

Następuje nieprawdopodobny chaos i wstrząs. Wszystkie okręty, które dotychczas walczyły przeciw Papieżowi, uciekają w bezładzie i popłochu. Wpadają na siebie i rozbijając się na kawałki, wzajemnie się topią. Kilka mniejszych statków towarzyszących okrętowi papieskiemu i walczących po jego stronie, wzięły zdecydowany kurs w kierunku dwóch kolumn. W czasie bitwy wiele statków, wycofawszy się z obawy przed niebezpieczeństwem, ostrożnie obserwowało z daleka rozwój wypadków. Wraki rozbitych okrętów nieprzyjacielskich zginęły w odmętach oceanu. Statki, trzymające się dotąd na uboczu, szybko popłynęły ku owej bramie z dwóch kolumn, a dotarłszy tam, zakotwiczyły się przy nich. Pozostały tam bezpieczne razem z głównym okrętem papieskim. Na morzu zapanował wielki spokój.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz